czwartek, 22 października 2015

Rozdział pierwszy. "Jes­teśmy z te­go sa­mego ma­teriału co nasze sny"

                                                                 < Music >




Karmazynowe zasłony wpuszczały do pomieszczenia stłumione promienie porannego słońca. Chłód aksamitnej pościeli otulał moje ciało, uspokajał i pobudzał jednocześnie. Już po kilku chwilach do mojego nosa dotarł zapach waniliowej tarty i imbirowego grzańca. Pobudzona ulubionymi zapachami odrzuciłam kołdrę i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Łóżka Lily i Rox były pozostawione w nieładzie. Wstałam. Moje bose stopy musnęły miękki perski dywan. Palce przyjemnie zatapiały się w puchatych włóknach, idąc do okna wyobrażałam sobie, że stąpam po chmurze. Odsłoniłam okno i wyjrzałam na blade oblicze poranka. Niebo było szare, lecz spokojne i przyjemne. Morskie fale piętrzyły się na tafli wody i łagodnie wymywały brzeg. Nad wczorajszym ogniskiem wciąż unosiły się stróżki siwego dymu. Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając poprzedni dzień – błogie leniuchowanie na plaży, skakanie nad ogniem, wspomnienia minionych dziecięcych lat.
Z zamyśleń wyrwał mnie gwar ściszonych, lecz podnieconych rozmów. Wiedziałam. Już na mnie czekają.
Zarzuciłam na siebie błękitną koszulę i powolnie pociągnęłam za klamkę. Otworzyłam drzwi ale wciąż nie wyszłam z pokoju – lubiłam ich drażnić.
-Od kiedy ona tyle śpi? – usłyszałam głos Jamesa. Stłumiłam śmiech, wzięłam głęboki oddech i wyszłam na korytarz; po kilku krokach znalazłam się w kuchni.
-Wszystkiego najlepszego Rose! – chóralny,  jednolity okrzyk wstrząsnął moim ciałem.
-Chyba ćwiczyliście to cały tydzień, co za synchronizacja – wesołe śmiechy zalały całą kuchnię. Każdy po kolei podchodził i składał mi życzenia. Zalała mnie fala całusów, ciepłych słów, uścisków i prezentów.
-Dziękuję wam bardzo – powiedziałam, chwytając kieliszek z ognistą whisky, nawet stanęłam na stole by lepiej mnie widzieli – Dziękuje mojemu kochanemu kuzynostwu i mojemu braciszkowi – Weasley’owie i Potterowie, wasze zdrowie! Dziękuję też bardzo osobom, które stały się członkami tej rodziny :Teddy Lupinie, mój ty kochany przyszły kuzynku (w tym momencie znacząco spojrzałam na Victorie)  i oczywiście – wzniosłam kieliszek w stronę blondyna stojącego z założonymi rękoma –Scorpiusie Malfoy’u, największa niespodzianko mojego życia.
-Zdrowie – odparł i wszyscy upiliśmy nieco z kieliszków.

                                                                          ∞∞∞∞∞∞∞

Ten dwutygodniowy pobyt w Muszelce, w otoczeniu najbliższych memu sercu osób wprawił mnie w niesamowity nastrój, pozwolił oderwać się od rzeczywistości i zmartwień, przeniósł mnie do świata magii którego mogą doświadczyć i mugole i czarodzieje, jeżeli tylko wiedzą jak ją odkryć i pielęgnować. Z żalem trawiłam myśl, że ten dzień jest ostatnim dniem tych wakacji. Nastał czas powrotu do codzienności, nauki i podążania wyznaczonymi sobie ścieżkami. Jak błogo jest przez choć krótką chwilę nie myśleć o tym co będzie jutro. Po prostu cieszyć się tym co tu i teraz. A dziś kończyłam siedemnaście lat. W głębi serca nie dokonała się żadna zmiana, nie czułam się ani starsza ani mądrzejsza lecz myśl o swobodzie czarowania poza szkołą była bardzo ekscytująca. Chwyciłam moją różdżkę, przymknęłam  oczy i po chwili skupienia  przywołałam patronusa. W błysku bladoniebieskiego światła z końca różdżki wyfrunął kruk. Majestatycznie rozwinął skrzydła, okrążył pomieszczenie i usiadł na parapecie zaczynając czyścić skrzydła. Cóż za uczucie. Odłożyłam różdżkę na szafkę nocną i wróciłam do pakowania. Kątem oka spostrzegłam, że ptak rozpłynął się w powietrzu.
Wrzuciłam niechlujnie resztkę ubrań na stos i zamknęłam ciężkie wieko kufra. Nagle poczułam dotyk dłoni na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy. Ciepły oddech owiał moje uszy.
-Ty też jesteś największą niespodzianką mojego życia, wy wszyscy nią jesteście – odwróciłam się w stronę Scorpiusa.
-A pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od tego głupiego pomysłu przyjaźni „na złość rodzicom”.
-To był najmądrzejszy głupi pomysł w moim życiu.

Przed oczami, niczym obrazy z taśmy filmowej przeleciały mi wydarzenia z pierwszego dnia nauki w Hogwarcie. Doskonale pamiętam, jak Scorpius dosiadł się do mnie i Albusa w pociągu i jak wywiązała się między nami niesamowicie długa i – jak na nasz wiek – dojrzała rozmowa. Rozprawialiśmy na temat szkoły, domów, śmierciożerców, aurorów. Nie baliśmy się żadnego tematu i zgodnie doszliśmy do porozumienia, że naszym rodzicom przydałoby się trochę nerwów więc zawiązaliśmy pakt przyjaźni. Na ceremonii przydziału pomyślałam, że los chce nas rozdzielić bo każde z nas trafiło do innego domu – ja do Ravenclaw, Al do Gryffindoru a Scorpius oczywiście do Slytherinu. Jednak coś nas do siebie ciągnęło, może przeznaczenie?
                                                                               ∞∞∞∞∞∞∞
Po spakowaniu przed kominkiem ustawiła się kolejka. Pierwsza zniknęła Lily, wykrzykując „Nora” i rozmywając się po chwili w szmaragdowych płomieniach. Kolejny do środka wepchał się mój brat i również zniknął.
-Szkoda, że nie wpadniesz do Nory na rodzinną imprezę. Podwójne urodziny oznaczają podwójny tort – zaśmiał się Albus obejmując ramionami mnie i Scorpiusa.
-Niestety muszę wracać do domu. Pora się spakować. Poza tym mama by mnie zabiła gdybym nie pokazał się na ten ostatni dzień w domu – odparł z uśmiechem – a tak w ogóle złóż swojemu ojcu życzenia urodzinowe ode mnie, podziękuj za zaproszenie i przeproś za nieobecność.
-To za dużo słów jak na niego – wtrącił się James, potargał włosy młodszego brata i wśliznął się do kominka przed Lucy – wybacz kuzyneczko, ale jestem bardzo głodny – rzucił na odchodne.
-Idiota – warknął Al lecz mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech – no cóż Malfoy, żałuj że nie będzie cię na urodzinach Harry’ego Pottera.
-Żałuję – odparł i chwycił za rączkę kufra. Wszedł do kominka, chwycił trochę proszku w ręce i machając nam na do widzenia powiedział „Dwór Malfoy’ów” i ponownie szmaragdowy ogień pochłonął czarodzieja. Westchnęłam cicho ze smutkiem rozglądając się po salonie Muszelki.
„Nora” krzyknął Teddy, gdy moje oczy skoncentrowały się na ścianie ozdobionej kolorowymi muszlami, błyszczącymi kamykami i zdjęciami ze ślubu wujka Billa i cioci Fleur. Kochałam moją rodzinę tak bardzo, jak mocno można kogoś kochać – każdego po kolei i wszystkich razem. Tego dnia jednak nie miałam ochoty na rodzinne zebranie. Być może było to samolubne lub nieuprzejme, ale po prostu marzyłam o tym by położyć się w swoim łóżku z dobrą książką w dłoni i dać pochłonąć się ciszy. Nie mogłam jednak czmychnąć do domu, bo w Norze czekali już na mnie wszyscy których kochałam. No i przecież wujek Harry też miał dziś urodziny. Ale jak cudownie byłoby znów leżeć na brzegu morza, sama bądź ze Scorpiusem, które milczenie znaczyło dla mnie więcej niż tysiące słów innych ludzi. Wyjrzałam przez okno. Wytężając wzrok dostrzegłam samotną, błękitną różę wyczarowaną przeze mnie poprzedniego dnia. Westchnęłam. Przez głowę przebiegła mi myśl by ją zerwać i zabrać ze sobą jednak roślina wydawała się być tu wręcz niezbędna.
 Gdy wreszcie wyrwałam się ze swoich myśli zorientowałam się, że zostałam sama. Wepchnęłam ciężki kufer do środka, ostatni raz obrzuciłam salon Muszelki spojrzeniem i po raz ostatni adres „Nora” został przywołany.
                                                                    ∞∞∞∞∞∞∞

-Wreszcie jesteś kochanie – mama pisnęła na mój widok i wyciągnęła mnie z kominka przyciskając mocno do siebie – Moja dorosła córeczka.
-Cześć mamo – odparłam gdy odzyskałam już oddech.
-Wszystkiego najlepszego – w salonie Weasley’ów pojawił się tata.
-Dziękuję – odparłam i dałam się przytulić rodzicom – A teraz pozwólcie że odłożę kufer na miejsce?
-Nie ma czasu, wszyscy już czekają – odparła mama i pociągnęła mnie do ogrodu.
Blask różnokolorowych barw idealnie współgrała z błękitem nieba i zielenią trawy. Moja ulubiona wierzba kołysała się na wietrze, a kilka sów siedzących na gałęzi wbiło we mnie wzrok.
Na środku ogrody ustawiony był duży, wręcz ogromny stół przy którym stali już wszyscy – moje dwie ukochane babcie, dwóch dziadków, wszyscy wujkowie i ciocie – moja ogromna, wspaniała rodzina.
Zajęłam miejsce obok drugiego solenizanta, wujka Harry’ego.
-Wszystkiego najlepszego – powiedziałam przytulając go.
-Wzajemnie Rose – odparł i pogłaskał mnie po głowie niczym małe dziecko. Po chwili już zdmuchnęliśmy świeczki.
                                                                 ∞∞∞∞∞∞∞

Tego samego dnia wieczorem, siedziałam w dawnym pokoju mojego taty, który tej nocy dzieliłam jak zwykle z Lily i Roxanne. Po kolei otwierałam prezenty, zachwycającym się każdym z nich. Najbardziej rozbawił mnie telefon komórkowy podarowany przez babcię Monikę* tak bym mogła komunikować się z nimi bez problemów.
Ciszę przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę – odparłam odkładając prezenty na nocną szafkę.
-Cześć Rose – powiedział wujek Harry wchodząc do pokoju – Możemy chwilę porozmawiać?
-Oczywiście – odparłam i posunęłam się robiąc dla niego miejsce.
-Pamiętam jak pierwszy raz ukazała się twoja moc. Sprawiłaś, że wszystkie rośliny w ogrodzie zakwitły równocześnie. Dziadek Artur powiedział wtedy „wiedziałem, że z Rose jest niezłe ziółko, no ale żeby aż tak dosłownie?”. Miałaś wtedy cztery lata.
-Dziadek opowiadał mi tą historię – odparłam ze śmiechem.
-Pamiętam też jak twoja mama dzwoniła do mnie zaniepokojona twierdząc, że mówisz przez sen straszne rzeczy. Że „ciemność nadejdzie, chcą mnie zabić, kły rozszarpią wszystko” – powiedział, a mnie na chwilę zatkało.
-Tego nikt mi nie opowiadał…
-Mówię ci to, bo jesteś dorosła i wiem, że sny mogą oznaczać prawdę, tym bardziej znając twoje zdolności z wróżbiarstwa. Chcę ci powiedzieć tylko tyle, że gdyby naprawdę coś się działo to błagam – nie rób niczego pochopnie. Wezwij mnie i ojca, dobrze?
-Pewnie wujku. Na pewno nic się nie wydarzy. To tylko zwykłe sny małego dziecka.

-Na pewno masz rację – odparł, uśmiechnął się i wyszedł.

 ∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

No. Nie. Wierzę.
Dziękuję za tyle miłych słów. Jestem mega zaskoczona tak pozytywnym odzewem z Waszej strony. Różdżka w górę na Waszą cześć /* :D
Jeśli chodzi o rozdział, zdaję sobie sprawę, że jest tu wiele niedociągnięć i błędów (niestety tego typu sprawy to moja główna cecha), ale mam żywię nadzieję iż Wam się spodoba. Jeśli chodzi o babcię Monikę, to za cholerę nie mogę sobie przypomnieć czy w książce podane są imiona rodziców Hermiony. Wiem, że w Insygniach śmierci właśnie o takim imieniu Hermiona kazała myśleć swojej matce. Jeśli się mylę lub coś - nie bijcie! :D Mam nadzieję, że rozdział nie jest za długi. 
Pozdrawiam i dziękuję za uwagę.
Nika :)

7 komentarzy:

  1. Z tego co się orientuję imiona rodziców Hermiony nie były podane. Ale kiedy w VII części wybierała się ona z Harrym i Ronem na poszukiwanie Horkruksów to zmodyfikowała im pamięć i myśleli że nazywają się Wendell i Monica Willkins. (ale to chyba nieistotne xD)

    Świetny rozdział, naprawdę mi się podoba. Oryginalny pomysł... jeszcze nie trafiłam na opowiadanie gdzie Rose już jest taka dorosła ^^ Podoba mi się.
    „wiedziałem, że z Rose jest niezłe ziółko, no ale żeby aż tak dosłownie?”---> wygrałaś internety ;D
    Naprawdę śliczny szablon <3

    Czekam na następny ^^
    Pozdrawiam i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dziękuje za takie miłe słówka, aż się ciepło na sercu robi <3 Szablon robiłam sama i bałam się, że wyjdzie kalecznie ale cieszę się że się komuś podoba :)

      Usuń
  2. Hej hej!
    Naprawdę świetny rozdział! Bardzo, bardzo mi się podoba!
    Twój styl pisania - cudowny. Fabuła - idealna.
    No nie ma co więcej napisać. Co do imion rozdziców, też nie pamiętam czy one były podawane.
    Szablon jest naprawdę bardzo ładny, jest tylko jedno, ale. Nie widać co jest napisane w komentarzach!! Błekitne napisy na beżowym tle - zły pomysł. Powinnaś to zmienić.
    Weeeny życzę!
    Bianka

    zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
    zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam na szarym tle*

      Usuń
    2. No tak zapomniałabym! Dodaję cię do zakładki polecane na moim blogu!

      Usuń
  3. Świetne! Naprawdę robi wielkie wrażenie :3 już czekam na kolejny rozdział, a co do komentarzy to się zgadzam z wcześniejszą komentatorką :)
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    zapraszam do siebie
    http://hogwarckie-tajemnice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam się przyczepię: Zrobiłabym ciemniejsze napisy. Czy ja tracę wzrok czy to takie dobranie kolorów?
    Wow, szacun. Ja ledwo umiem przekopiować zdjęcie. A co dopiero zrobić szablon!
    Rozdział mniam, mniam. Bardzo dobry! :)
    Rose dorosła. Juhuu! Teraz może pić, palić i jarać szlugi!
    Lubię Scorose ale to jest wyjątkowe . Hermiona i Ron genialni oboje!
    Dziękuję za dedykejszyn i czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń